środa, 23 maja 2012

Na wstępie chciała bym was przeprosić za tą długą nie obecność, ale już wszystko chyba nadrobiłam więc rozdziały będą częściej :)
***
Rozdział XXVII
Jakieś trzy miesiące później.
Siedziałam już dość długo w domu. Ojciec jak jakiś walnięty latał nade mną. Wciąż pytając się czy czegoś mi nie brakuje. Strasznie mnie rozśmieszał tym. Vanessa niestety musiała już wrócić, ale obiecała, że jak przyjdzie czas to przyjedzie tu z powrotem. Na szczęście mam jeszcze Jess i Meggi, które bardzo mi pomagają. Już nie mogą się doczekać kiedy zostaną ciociami. Latają jak oszalałe po sklepach z akcesoriami dla niemowlaków. Niestety z Harrym nie utrzymuję żadnych kontaktów. Brak mi go. Tak cholernie mi go brak. Czasami płaczę z tęsknoty za nim, czasami krzyczę, że go tu teraz nie ma, ale wciąż kocham oglądać nasze wspólne zdjęcia. Brakuje mi tego uśmiechu, tych kręconych włosów, jego zapachu, ale trzeba żyć dalej i cieszyć się życiem dalej. Dzisiaj jadę na USG i tu uwaga z ... tam dara dam. Z Louisem. Uwielbiam tego marchewkowego potwora. Bardzo mnie wspiera w tym czasie. Zresztą jak reszta zespół no może prócz Hazzy. Z początku martwiłam się co powie Eleonor na to, że jest tak ze mną, ale nie miała nic przeciwko temu. Nawet się chyba cieszyła, że tak stara mi się pomóc.
No i w końcu dzwonek do drzwi. Zwlekłam się powoli z kanapy i poszłam je otworzyć. 
- No cześć mamuśka.-zaśmiał się Lou. 
- No cześć, cześć.- odpowiedział. Nie lubię kiedy mnie tak nazywa.
-Możemy iść ?-zapytał się. Ja wzięłam tylko dżinsową kurtkę z wieszaka i wyszłam, a on za mną. Wsiedliśmy do wozu i pojechaliśmy prosto do szpitala. Usiedliśmy w poczekalni i czekaliśmy na moją kolej. 
-Co byś chciała?- zapytał nagle brunet.
-Hmm?-zapytałam bo nie zbyt wiedziałam o co mu chodzi.
-No chłopca, czy dziewczynkę?-wyjaśnił.
-Emm, nie wiem. W sumie to wszystko mi jedno.-powiedziałam. Nagle zadzwonił mój telefon.
-Halo?-odebrałam, ale nikt się nie odezwał po drugiej stronie. Więc rozłączyłam się.
-Kto to?- zapytał zaciekawiony Lou.
- No właśnie nie wiem. Wciąż dzwoni ten sam numer, ale nikt się nie odzywa.- wytłumaczyłam. 
-Mogę zobaczyć?- zapytał ja podałam mu tylko telefon. Znowu zadzwonił ten sam numer. Chciała zabrać mu go.
- Ja odbiorę.- powiedział i odszedł kawałek dalej. 
*Rozmowa telefoniczna*
-Harry idioto co ty wyprawiasz?
-Lou? Co ty robisz?
- Jak byś chciał wiedzieć to staram się jej pomóc, ale to ty powinieneś tu siedzieć, a nie ja.
- Po tym co mi zrobiła?
- To po jakiego grzyba wciąż do niej wydzwaniasz.-Harry się rozłączył. 
*Koniec rozmowy*
Lou wrócił do poczekalni, a w tym samym momencie ktoś do mnie podbiegł, uderzył mnie pięścią w brzuch i z kolanka, a ja straciłam przytomność.
Kiedy się obudziłam znowu leżałam w szpitalnym łóżku, a obok siedział ... Harry ? Sapał, tak słodko wyglądał kiedy spał. Był cały zapłakany, blady i strasznie wychudzony. Wyciągnęłam rękę i delikatnie pogłaskałam go po policzku. Brakowało mi tego. Ledwo go dotknęłam, a on już zdążył przytrzymać moją rękę i przytrzymał ją.
- Brakowało mi tego.- wyszeptał. 
- Mi też.- odpowiedziałam ledwo słyszalnym głosem.
- I jak się czujesz?- zapytał z troską.
- Sama nie wiem. Brzuch mnie strasznie boli.- oznajmiłam.
- No właśnie w związku z tym.- zaczął. 
- Nie chce tego słuchać naprawdę.- powiedziałam.
- Ale to nie o to chodzi.- odpowiedział. Zrobiłam zdziwioną minę. 
- No to o co?- zapytałam.
-Jest mi naprawdę przykro, ale twoje dziecko nie przeżyło.- powiedział z drobnymi przerwami. Spojrzałam się na niego pustym wzrokiem, a po chwili pociekły mi z nich morze łez.