sobota, 7 lipca 2012

Rozdział XXXI
Rano się obudziłam całkiem późno. Przeciągnęłam się po łóżku szukając Harrego, ale go nie było ze mną. Podniosłam się ze zdziwieniem. Przecież jest niedziela. Gdzie on jest. Pomyślałam. Może jest już na dole. No nic zeszłam na dół, ale tam nikogo nie było oprócz taty.
-Tato gdzie są wszyscy ?- zapytałam
-Dziewczyny nie mówiły gdzie poszły, a chłopacy musieli jechać do menadżera czy gdzieś, bo coś tam.- odpowiedział, ale fajna odpowiedź ' bo coś tam'. No nic.
- A mówili kiedy wrócą ?- spytałam ponownie.
- Mówili, że wrócą coś na obiad i, że przywiozą pizze. No nic ja lecę do pracy. Pa kochanie.- powiedział ojciec, ucałował mnie w czoło i wyszedł. Znowu zostaje sama. Zjadłam wcześniej naszykowane przez tatę śniadanie. Po skończeniu pozmywałam i usiadłam w salonie wgapiając się w wygaszony telewizor. Nagle na mój wzrok natoczyła się Niallowska gitara.
- A co mi tam. - powiedziałam sama do siebie. Wzięłam ją poprzypominałam chwyty i takie tam, aż w końcu z moich ust wydobyło się kilka słów, a z gitary dźwięki. 


And that's why I smile It's been a while, since every day and everything has felt this rightAnd now, you turn it all around, and suddenly, you're all I need, the reason why I smile

- Nie no nie wieże. Ona gra i jeszcze śpiewa.- powiedział głos za mną. Ze strachu aż podskoczyłam w miejscu i się odwróciłam. Za mną stały Meggie i Jess. 
- Nie wiecie, że się puka.- powiedziałam dość szorstko jak na siebie. 
- Ale przecież nic złego nie zrobiłyśmy. Uspokój się młoda.- powiedziała Jess z zadziornym uśmieszkiem na twarzy. Przewróciłam teatralnie oczami i odłożyłam instrument na miejsce. 
- Wiecie kiedy chłopcy wrócą.- zwróciłam się do przyjaciółek. One wzruszyły tylko ramionami jednak długo nie trzeba było na nich czekać. Po praktycznie zaraz po moim pytaniu było słychać jak wchodzą.
- Ja nigdzie nie jadę. Nie zostawię jej znowu.- rozpoznałam w tym głos Harrego. Akurat wszedł cały zdenerwowany do salonu. Rzucił krótkie 'cześć', pocałował mnie w policzek i pobiegł od razu na górę. We trzy stałyśmy i gapiłyśmy się na siebie wielkimi oczami, a do pokoju weszła reszta z kilkoma kartonami pizzy.
- Ktoś mi powie co się stało ?- zadałam pytanie, chyba które każdego zastanawia. 
- No bo byliśmy u menadżera i mamy jechać na dwa miesiące w trasę po USA.- wytłumaczył Louis. Nie no spoko.
- To dlaczego Harry jest taki wściekły ?- zdziwiła się Megg.
- No bo nie chce jechać.- odpowiedział Liam. 
- Głupek.- powiedziałam w sumie sama do siebie, ale co tam.- Pójdę do niego.- powiedziałam i zrobiłam to co przed chwilą powiedziałam. Zapukałam delikatnie w drzwi i powoli je otworzyłam. 
- Już wiesz.- powiedział na wstępie chłopak. 
- Wiem i nie rozumiem dlaczego nie chcesz jechać.- odpowiedział, a on się spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Jak to nie wiesz. Nie chce cię znowu zostawiać samej.- powiedział. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem i usiadłam na łóżku zaraz koło niego.
- Hej. Nie przejmuj się tym. Będzie jeszcze wiele tras, koncertów i innych rzeczy, że będziesz musiał wyjechać, a ja zostać. To naturalna rzecz, ale jak tylko będę mogła przecież przyjadę wiesz o tym.- poczułam się jakbym coś małemu dziecku tłumaczyła, ale potem mocno się do niego przytuliłam.
- No właśnie jest ten problem, że nie będziesz mogła przyjechać.- powiedział smutnym głosem.- ja się szybko od niego odsunęłam.
- Ale jak to ?!- zdziwiłam się.
- Nie wiem, ale nawet Dan i El nie będą mogły, ani sani przyjaciele. Nikt.- no to się porobiło.
- Trudno.- powiedziałam, lecz nie bardzo chciało mi to przejść przez gardło.
- Nie chce jechać tam bez ciebie. Rozumiesz.- powiedział i mocno mnie do siebie przytulił. Ja jak głupia miałam już łzy w oczach.
- Ale to tylko dwa miesiące.- starałam się go jak i siebie pocieszyć, ale raczej mi to nie wychodziło. 
- No niby tak, ale co ze ślubem.- zmartwił się tym faktem. 
- Spoko, spoko. Jestem ja, mam Megg, Jess, Dan i El no i przecież jeszcze Vanesse. Nie musisz się oto martwić.- uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
- No tak. Dobrze, że mam was.- powiedział i pocałował mnie delikatnie w usta.
- Kiedy jedziecie ?- zapytałam z ciekawości.
-Jutro.- powiedział szeptem.
- Dooooobraaaaa, jest pizza chodź jeść.- powiedziałam i pociągnęłam go na dół. Zjedliśmy wspólnie 'obiad' i usiedliśmy na kanapie w salonie.
- To my musimy się zbierać. Jeszcze trzeba się spakować.- zaczął Zayn. 
- Jadę z wami.- wtrąciłam szybko. Wszystkie oczy się skierowały na mnie. Harry, który siedział obok zwrócił się do mnie.
- Na pewno. Przecież możemy się pożegnać w domu tak jak Li i Dan.- wyszeptał. 
- Nie. Nie ma mowy. Jadę z wami i tyle. I tak właśnie po kilku godzinach jazdy znajdowałam się w apartamencie chłopców. Wszyscy poszli do siebie się pakować, prócz Liama, który poszedł do Dan. Ja poszłam za Hazzą i pomogłam mu trochę, ale zrobiło się trochę późno więc poszłam się wykąpać. Po skończonej wieczornej toalecie wgramoliłam się pod kołdrę na łóżku. Podciągnęłam nogi pod siebie  i patrzyłam jak moje bożyszcze nastolatków biega po pokoju, bez koszulki w poszukiwaniu jeszcze niektórych rzeczy. 
- Musisz jechać ?- wypaliłam nagle. Kędzierzawy spojrzał się na mnie ze zdziwieniem, lecz po chwili się uśmiechnął i dołączył do mnie na łóżku.
- Już o tym rozmawialiśmy.- powiedział Harry bawiąc się moim jeszcze lekko mokrymi włosami.
- No wiem, ale ja nie chce.- zrobiłam minkę naburmuszonego dziecka, któremu zabrano lizaka. 
- Kocham cię.- wyszeptał mi w ucho. Nie wiem czemu zawsze mi to poprawiało humor. Mocno się w niego wtuliłam.
- Zostaw to i zostań teraz ze mną.- poprosiłam go.
- Teraz i na zawsze.- powiedział, pocałował mnie i zostaliśmy tak w swoich objęciach, aż zasnęliśmy.
_______________________________________
Są wakacje, a mi się nudzi. Wrzucam wam już teraz, bo nie wiem czy będę miała potem kiedy bo wylatuję do Kanady, ale tak czy siak się postaram :D